27 lutego, 2012

Na dermatologię trafiłam równo dwa tygodnie po ostatnim wypisie. Spuchnięte, purpurowe oczy, czerwone plamy w dołach łokci, na przedramionach, grzbietach dłoni i palców - tak wyglądałam. Po pięciu dniach leczenia jest znacznie lepiej. Fakt, zmiany na rękach są jeszcze widoczne ale dziś przynajmniej wyszłabym na ulicę. Prawdę mówiąc, wyszłam już przedwczoraj: wizyta znajomych skończyła się porwaniem mnie do miasta i godzinnej rundce po strategicznych miejscach w żyjącym sobotą centrum ;)
Ze względu na to że moim centrum dowodzenia dalej jest szpitalne łóżko, pomyślałam, że to może być okazja do opisania procesu leczenia. Osoby zmagające się z AZSem od jakiegoś czasu mogą na to spojrzeć jak na zestawienie żółtodzioba, ale kto wie - może komuś się to przyda i uda Wam się zahamować zaognienie w domowych warunkach ;)

Tabletki jakie przyjmuję to:

Allertec
główny składnik: cetyryzyna
dawkowanie: rano i wieczorem po jednej tabletce
jego popularnym odpowiednikiem jest Zyrtec

Atarax
główny składnik: hydroxizinum
dawkowanie: rano i w południe po jednej tabletce, wieczorem dwie

Oba te leki mają pewien skutek uboczny przeszkadzający trochę w codziennym funkcjonowaniu: śpi się po nich jak dziecko. Całkiem to miłe, mieć możliwość odespania sesji bez listy obowiązków nad głową ;) Początkowo ciężko było mi wstać z łóżka kiedy pielęgniarka budziła mnie w porze smarowania, ale teraz jest trochę lepiej (nie wykluczam że to za sprawą laptopa ;)).
Teraz o maściach. Do ogólnego natłuszczenia stosuję wazelinę żółtą. Jest dobra i tania - 500g produktu na przypadkowo wygooglowanej stronie internetowej kosztuje 10 zł. Na allegro za podobną cenę możemy otrzymać 250g produktu - znalazłam tylko jedną ofertę. Używam jej kiedy tylko czuję, że skóra robi się sucha i ściągnięta, głównie na ręce i szyję. Natłuszczam nią też twarz - pod warunkiem że nie użyłam wcześniej tak zwanej maści dziecięcej. Na razie niestety nie znam jej składu.* Jest to biała pasta, przypomina trochę maść cynkową jednak wydaje mi się że ma bardziej kremową konsystencję. Wchłania się dość długo i strasznie wybiela, ale na moją twarz podziałała najlepiej. Jedyny minus: wokół ust mam suche 'placki' więc maść albo je podkreśla, albo powoduje ich powstawanie. Poza tym przez większość czasu wyglądam jak trup, ale dla mnie to nie problem - jestem zwolenniczką bladości ;) Dodatkowo w zgięciach łokci raz dziennie stosuję laticort. Jest to niestety maść sterydowa i choć staram się unikać sterydów to mam nadzieję, że lekarze wiedzą co robią. Skóra w tym miejscu jest najbardziej uparta. Mogę już bez przeszkód zginać ręce i nabieram normalniejszych kolorów ale postęp w porównaniu do innych rejonów mojego ciała jest, no cóż - kiepski ;)
Powiem szczerze, że chciałam tu trafić. Oglądanie świata łzawiącymi oczami to spory dyskomfort fizyczny i przede wszystkim psychiczny. Na oddziale czuję się swobodnie, widzę ludzi którzy mają poważniejsze problemy niż ja i nie stanowię ciekawego obiektu któremu można przyjrzeć się na ulicy, w sklepie czy tramwaju. Zero stresów, a jak wiadomo - stres wrogiem atopików!
Pozdrawiam i już się tak nie drapię
A.

*update: maść składa się z pasty cynkowej, maści witaminowej i ponoć robiona jest na eucerinie :)

22 lutego, 2012

Holy shit

Mam (nie)przyjemność pisać tego posta w szpitalu. Oddział dematologii przyjął mnie pod swoje skrzydła już drugi raz w dość krótkim przedziale czasu. Część personelu pamięta jeszcze jak się nazywam.
Debiutowałam na początku lutego, kiedy po egzaminach wróciłam do rodziców żeby w komfortowych warunkach (pełna lodówka) uczyć się do poprawki. Plany trochę mi się pokrzyżowały kiedy obudziłam się ze spuchniętymi, łuszczącymi się oczami. Pierwszy i ostatni raz do tej pory azs zawędrował na moje powieki pod koniec maja gdy mieszkałam w Anglii, ale o tym w następnym odcinku ;) Histeryczny płacz stanu skóry niestety nie poprawił. Sobotni wieczór spędziłam na pogotowiu, gdzie lekarz chciał wyleczyć mnie przy pomoc Zyrtecu, a po weekendzie pani dermatolog prosto ze swojego gabinetu wysłała mnie do szpitala. Tam, po tygodniu przeżytym na bezglutenowej, bezmlecznej i bezsmakowej diecie (chociaż pod koniec pobytu podawany 3x dziennie rosół zaczął nawet smakować) lekarze zauważyli znaczną poprawę i wysłali do domu, z domu wysłałam się z powrotem na studia.
Kilka lat wstecz borykałam się z paskudnym trądzikiem więc kiedy teraz zauważyłam, że po raz pierwszy od wielu, wielu lat nie muszę chować się pod podkładem i do szczęścia wystarczy mi tylko korektor na cienie pod oczami, nie posiadałam się ze szczęścia. Przy każdej możliwej okazji przeglądałam się w lusterku. Za wiele to z narcyzmem wspólnego raczej nie miało, nie napawałam się pięknem tylko brakiem brzydoty ;) Niestety na kolejne uderzenie wroga (tym razem ze zdwojoną siłą) nie musiałam długo czekać. Na uczelni straszyłam ludzi plamami na twarzy i oprawą oczu godną szopa pracza, w domu - maścią cynkową. Z dnia na dzień było coraz gorzej, a trzy dni temu, kiedy już naprawdę nie mogłam na siebie patrzeć, ze zwolnieniem lekarskim wróciłam do domu. W szpitalu czekały na odbiór zaległe wyniki moich badań, więc korzystając okazji pokazałam się mojej lekarz prowadzącej. Mijały akurat przepisowe dwa tygodnie od wypisu, więc Pani Doktor długo się nie zastanawiała i pożegnałyśmy się słowami 'do zobaczenia'. Zatoczyłam koło, leżę na tej samej sali, w tym samym łóżku, tylko tym razem miałam czas i możliwość spakowania się. Naszpikowana lekami antyhistaminowymi powoli już zasypiam, a paznokcie i tak już są w stanie gotowości. Keep calm and do not scratch!

20 lutego, 2012

Let's get this party started

Atopowe zapalenie skóry, AZS to zaliczana do chorób atopowych choroba skóry, wywołana genetycznie uwarunkowaną nieprawidłową reakcją immunologiczną. Związana jest z nieprawidłową odpowiedzią odpornościową na małe dawki antygenów, w wyniku której dochodzi do nadmiernego wytwarzania przeciwciał IgE skierowanych głównie przeciwko tym alergenom.
wikipedia 

Cholerstwo dopadło i mnie.
Nie wiem czy nie wieje to trochę egoizmem: siedźcie tu i czytajcie historię mojej choroby, ja się poużalam, pomarudzę i nawet nie poczęstuję ciachem, bo ciacho ma gluten a razem z glutenem idzie w parze zakaz przebywania w mojej lodówce. Pomysł na bloga narodził się gdzieś między lusterkiem (przed którym w myślach wyzywałam się od pand i praczy-szopów) a laptopem (który mówił mi tapetą że keep calm and carry on, autosugestią próbuję się oszukać). Trochę się z tym bujałam w myślach: zakładać-nie zakładać, pisać-nie pisać, aż w końcu pomyślałam: co mi tam! Z plamami na twarzy do ludzi wyjdę a schowana za monitorem nie napiszę, że swędzi, że mam doła i że Święty Mikołaju, gdzie moja nowa twarz o którą proszę co rok przed Bożym Narodzeniem? Więc założyłam i piszę.
Żeby trochę rozjaśnić: zamierzam prowadzić bloga żeby:
  • się wyzewnętrznić (nie stać mnie na psychoterapię)
  • przy odrobinie szczęścia znaleźć kogoś kto jak ja buja się z chorobą (wiem że są fora dla atopików, ale nie do końca się tam odnajduję - może blogspot będzie dla mnie łaskawszy?)
  • a jak się nie powstrzymam, to o kosmetykach też tu trochę popiszę (kolekcja cieni do oczu została nieszczęśliwie porzucona na czas nieokreślony - powieki same z siebie promienieją czerwienią, szminka wyglądałaby śmiesznie... dobrze że są lakiery do paznokci, jakoś ten zakupoholizm się rozwijać musi)
A jak wyjdzie naprawdę? Zobaczymy w następnych odcinkach.
Niech emolienty będą z Wami :f
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka