Wpis nie jest wskazany dla osób wrażliwych.
Pokażcie mi atopika którego silna wola jest tak silna, że nawet nie skrobnie swędzących miejsc. Nie otrze się o nic przy byle okazji, a po kąpieli ręcznikiem delikatnie osuszy skórę zamiast próbować ją zedrzeć. Zrobię wszystko, żeby postawić człowiekowi pomnik.
Za mną przeprowadzka do Warszawy, chociaż na razie czuję się tu jak na kilkudniowych wakacjach. Kasa rozpływa się w tempie zabójczym (emolienty jego mać), a pracy jak nie było tak nie ma. Nie wiem czy to stres, czy twarda woda w kranie, czy jeszcze coś innego, ale znowu trudniej mi utrzymać paznokcie na uwięzi.
'Nie drap się' powtarzane w kółko przez rodzinę i bliższych znajomych prowokuje jeszcze bardziej. Staram się rozumieć, że to wyraz jakotakiej troski, ale do ciężkiej cholery, czy nikomu nie przyjdzie do głowy że wiem jaką sobie robię krzywdę? I że nawet bez tych bonusów czuję się pokrzywdzona?
Flashback: w kwietniu jeszcze nie wiedziałam że to były początki mojej pokrzywki zależnej od zmiany temperatur. AZS za to od dawna szalało jak na własnym podwórku. Wyszłam na egzamin, jak się okazało: bez portfela, musiałam więc zawrócić. Wiał chłodny wiatr, w mieszkaniu dla odmiany było ciepło. Już na klatce schodowej czułam uderzenia gorąca i wiedziałam, że zaraz się zacznie.
Jak tylko trafiłam do pokoju, zupełnie zapomniałam po co tam przyszłam. Skóra parzyła, jakby ktoś polał mnie żrącą substancją. Palce wpiły się w ramiona i w tym momencie straciłam świadomość. Czułam się jakbym miała mózg, oczy i drogi oddechowe oplecione watą cukrową. Wszystko działo się za mgłą i w zwolnionym tempie. Po kilku minutach trochę oprzytomniałam i wyostrzyła mi się wizja, a wtedy przed oczami miałam swoje dłonie.
Poważnie, sama siebie rozdarłam do żywego i nawet tego nie poczułam. Poza zawrotami głowy. Technologie spajania metali same się odłożyły na sesję poprawkową a ja kilka godzin później siedziałam w autobusie do Warszawy; i chociaż nóg w kolanach nie dałam rady nawet zgiąć, to szybko zameldowałam się na szóstym piętrze w szpitalu na Wołoskiej.
Cytując atopedię:
Świąd często działa "napadowo". Na przykład, osoba chora na AZS może
chodzić cały dzień po mieście i jej uwaga może być odciągana od świądu
przez różne rzeczy, które aktualnie robi. Natomiast po powrocie do domu,
w momencie kiedy np. się rozbiera, skumulowany świąd z całego dnia
"atakuje" ją w jednym momencie i osoba ta nie może się już powstrzymać -
zaczyna się drapać.
I dlatego właśnie nie powinno się powstrzymywać chorych od drapania. W moim najbliższym otoczeniu są osoby które na dwu-trzykrotne skrobnięcie reagują od razu alarmem. Nic ich nie przekona że 'tak trzeba'. A we mnie razem z potrzebą podrapania się rośnie poziom frustracji. I czuję się zwyczajnie, banalnie nieszczęśliwa.
Z tych właśnie powodów reakcja mojego chłopaka była dla mnie tak ważna. Dopóki nie wytłumaczyłam mu, jak to wszystko wygląda z mojej strony, łapał mnie za nadgarstki kiedy przeginałam z drapaniem i czekał aż minie mój napad, a mnie aż skręcało. Kurde: wrzućcie się w pokrzywy a później pozwólcie przykuć się do kaloryfera. Któregoś dnia znowu skutecznie mnie unieruchomił, ale zaraz po tym... zaczął mnie drapać sam. Dużo, dużo delikatniej, bez kaleczenia skóry. Puścił moje ręce i pozwolił podrapać się samej, a kiedy znowu brakowało mi hamulców, powtarzał wszystko od początku. Czasami siedzieliśmy tak kilka, czasami kilkanaście minut, dopóki mojej głowy nie zajmowały jakieś inne czynności.
Tylko to działało.
Mam nadzieję że nikt nie pomyśli, że jestem jakimś zombie w bandażach i ranami otwartymi aż do kości, a klawiaturę obsługuję tycając ją patykiem. Z perspektywy chorego to wygląda pewnie gorzej ;) Chciałabym tylko żeby chociaż jedna osoba która trafi na ten wpis nie pomyślała widząc kogoś drapiącego się przypadkiem nie pomyślała od razu 'fuj, pewnie z łuszczycą i brudas, jeszcze się zarażę'.
Zacznę chyba pisać pamiętnik, żeby móc dokładniej przeanalizować co się dzieje w mojej głowie kiedy AZS przypomina o swojej obecności. Już ta notka miała być wstępną, poukładaną spowiedzią z moich emocji, nie przewidziałam jednak że napiszę ją w trzech podejściach.
Myślałam nawet, żeby zrealizować pewien projekt, chociaż nigdy nie bawiłam się w takie rzeczy. I nie wiem, czy coś podobnego już nie powstało. Zrobię research, się pomyśli.
Pees, dostęp do bloga mam ograniczony: internet u Lubego chodzi jak chce, a jeśli chodzi to ja zazwyczaj nie mam warunków do pisania. Przynajmniej szpitale omijam z daleka!