Chciałabym skierować tego posta w stronę osób argumentujących swoją decyzję w sposób powyższy. Wyobraźmy więc sobie, że gdzieś za biurkiem wnioski przeglądają osoby płci obojga. Dla ułatwienia sprawy, niech będzie to jakaś para mieszana.
Drodzy Państwo,
Proszę sobie wyobrazić, że jesteście rodzicami dziecka z atopowym zapaleniem skóry. Brzmi nieznajomo, może nawet trochę egzotycznie? Kojarzy się wyłącznie z jakąś tam alergią? Nie ma sprawy, postaram się mniej-więcej opowiedziec jak to jest. Proszę zapiąć pasy, startujemy.
Codziennie widzicie, jak wyżej wymienione własnymi paznokciami zdziera sobie naskórek do krwi. Ciśnie wam się na usta nie drap się, chociaż sami wiecie że to nigdy nie działa, raczej denerwuje - i was, i jego. Spędzacie godziny w kolejkach do kolejnych przychodni, godziny te składają się już w tygodnie, a mimo to nadal nie trafiliście na lek(arza), który mógłby pomóc. Lepiej nie liczyć pieniędzy, jakie wydaliście na emolienty, leki i maści, na wyjazdy nad morze i w góry, gdzie powietrze jest świeższe, deszcze niespokojne targają sad, a sokoły omijają góry, lasy i tak dalej. Na odkurzacz piorący, antyalergiczną pościel, remont mieszkania i doprowadzenie go do stanu ikeowskiego, bez zasłon, narzut i wszelkich kurzołapek. Pozbycie się psa/kota który jest prawie jak członek rodziny równiez nie było łatwe. Słuchacie dobrych rad równie dobrych dusz: kąpiele w krochmalu, kąpiele w owsie, ograniczenie kąpieli, ziółka, czary-mary. Na każdym kroku musicie pilnować żeby ktoś przerażony tym, jak katujecie dziecko kleikami ryżowymi, nie próbował pocieszyć go czekoladą. Sami kosztem własnego snu przygotowujecie dziecku jedzenie na następny dzień. Zazwyczaj z drogich półproduktów, dodam. Na wielkanoc do dziadków jedziecie z wyprawką: przepiórcze jajka, bezglutenowy chleb i domowa pieczeń bez żadnych przypraw, na deser "ciasto" z antyalergicznej mieszanki. Kiedy jest naprawdę źle, odklejacie od ran dziecka pościel co rano i ubranie co wieczór. Czujecie się jak potwory, odmawiając mu rzeczy na które przeciętne dziecko może sobie pozwolić; ciężko jest wytłumaczyć kilkulatkowi że to dla jego dobra przecież. W ogóle jest ciężko.
Szanowna Pani (ale Pan niech również słucha dalej, po prostu ze względu na odwoływanie się do przeżyć własnych łatwiej zwrócić mi się do drugiej pary jajników).
Jest duża szansa, że miała pani przyjemność uczestniczyć w pierwszej komunii: od stóp do głów na biało, hodowane na tę okazję włosy kręcone na papiloty mamy, wianek z białych kwiatów i dziecięca, niewinna buzia bez uśmiechu. Ciężko się uśmiechać, kiedy wokół ust rozkwitają coraz to nowe, sączące się rany - od brody po policzki. Ciężko nawet ziewać, kichać, czasami mówić. Ciężko pokazywać się wśród rówieśników; dzieci są przecież bezlitosne. Kiedy koledzy z klasy o coś się zakładają, przegrany ma pocałować cię w to dziwne coś na twarzy:
o, tu - wskazuje palcem jeden z nich, stoisz tuż obok (przejdźmy na
ty, będzie wygodniej). Mamy z osiedla przyglądają się z mieszaniną zaciekawienia i obrzydzenia, myśląc o tym jak dobrze, że ich dzieci
tak nie wyglądają. A ciebie boli, boli już sam dotyk (a smarować jakoś trzeba przecież), boli każde uchylenie ust, boli próba zjedzenia kanapki. Jednym ze wspomnień z dzieciństwa pozostaną pokrojone przez babcię w drobną kostkę chleb i mięso, zasłanianie się szalikiem po sam nos i te cholerne zdjęcia, które wszyscy i tak robili.
Z wiekiem wcale nie zrobiło się lepiej: nie można schować się przed światem zasłaniając się usprawiedliwieniem od mamy. Albo podchodzisz do kolokwium/wychodzisz na egzamin/idziesz do pracy, albo w końcu w przysługujący ci sposób odpadasz z gry z pełnym prawem do wycofania się we własne, bezpieczne cztery ściany i podłogę obsypaną zdrapanym naskórkiem.
Pana kolej. Od teraz jest pan partnerem dziewczyny-atopiczki. Za każdym razem, kiedy odchodzi sprzed lustra po odkryciu, że
to znowu uderza i patrzy pustym wzrokiem przed siebie, pan może ją najwyżej przytulić sobą i wyświechtanym
będzie dobrze. Znajduje pan ją leżącą w pozycji embrionalnej, kiedy z siłą rozpędzonego pociągu ponownie uderza ją myśl, że to przecież nigdy nie odejdzie. Uderza i boli jak policzek.
Ile to już było wymuszonych przez nią zapewnień, że nie odejdzie pan przez to że drapie się nocami, ile razy przepraszała za to, że musi się pan z nią
taką pokazywać? Ile ściskania jej - wymykających się - nadgarstków, przytulania, głaskania, uspokajania, smarowania rąk palących żywym ogniem? Albo godzin wspólnie spędzonych na zakupach w poszukiwaniu odpowiedniego stroju na imprezę w pana rodzinie - takiego, żeby zasłonił wszystkie plamy i suchości - i jak wiele stresu z tym związanego? Rezygnacji z najbardziej ekscytujących podróży? Dotarło już do pana, że tak może być zawsze, a ona będzie radzić sobie jeszcze gorzej niż dziś?
Wracam do Was obojga, moi drodzy wyimaginowani słuchacze. Przejdźcie przez powyższe, bardzo Was proszę i wtedy z podobną obojętnością odeślijcie nas, atopików do wydziału zdrowia stwierdzając, że problem rozwiąże się od razu, jak tylko lekarze zaczną nas dokładniej informować o chorobie. Bo że zaczną to pewne, w końcu polska służba zdrowia nigdy nikogo nie zawiodła.
Droga Pani Urzędniczko, drogi Panie Urzędniku. Gdybym tylko mogła, z pijacką chrypką wyśpiewywałabym Wam pod oknami chwytające za serca i moje niewprawne gardło
Przeżyyyyyyj to saaaam...! Jak widać na rysunku poniżej i w komentarzach pod ostatnim wpisem
Stri-lingi, mógłby się nas uzbierać całkiem pokaźny chórek.
Pomachałabym Wam ręką w geście pozdrowienia, ale właśnie drapię się po głowie.
Uściski,
Ania.