Przechodząc obok lustra zerkam w nie przypadkiem i z wrażenia aż się zatrzymuję. Widzę włosy, które jakby zgęstniały po ostatnim cięciu i związane w wysoki kucyk wyglądają całkiem przyzwoicie. Widzę duże oczy i przypominam sobie jak na oglądanych w weekend zdjęciach z dzieciństwa zajmowały pół twarzy. Wyostrzony zarys twarzy, powoli wchłaniający się drugi podbród, odchudzone ramię w czerni. Lubię siebie w czerni. Przez chwilę mogę poudawać, że naprawdę tak wyglądam.
Bo tak naprawdę mój pokój jest słabo oświetlony i gdy w pracy staję w blasku jarzeniówek, mam wrażenie, że nic poza moim liszajem na pół policzka nie widać. Twarz moja przypomina krajobraz po przejściu Marszu Niepodległości z Kolorową Niepodległą. skóra wyschła na wiór. I nie chodzi o to, że sypie mi się naskórek. Naskórka pozbyć się łatwiej, ja na policzkach mam tarkę. Tarę. Bruttę. Zasłaniam się włosami i kominem i próbuję być niewidzialna dla świata.Wydałam dziś majątek na olej z czarnuszki. Robi mi się coraz ciężej od środka.
słucham tego
tego
i tego
a śpiewam to. Bo mam dosyć życia w strachu... A Król Lew 3 wymiata.