Prawdopodobnie raz na kilka tygodni można byłoby mnie spotkać przy półce z wegańskimi szamponami Alterry, gdyby nie regularne dostawy zapasów z Drogeriemarkt. Prawdopodobnie do ciała też używałabym produktów tej marki, gdyby były nie tylko tanie, ale i dobre.
To nie jest tak, że ta dwójka na zdjęciu to zło, mrok, krew, szatani i Jerzy Urban ubrany w butelkę z plastiku. Tu się żadne kontrowersje nie dzieją, skóry mi nie wypaliło, ale oba produkty zużywałam trochę na siłę. Mleczko dożyło nawet przekroczenia terminu ważności, ale o tym nie mówmy głośno. Kupiłam je latem na dworcu centralnym, kiedy wyjeżdżałam w siną dal, nie mając jeszcze wykształconego odruchu "możesz nie wziąć tuszu do rzęs, ale bez nawilżaczy nigdzie się nie ruszaj". Tamten konkretny Rossmann nieraz ratował mi życie. Tuż obok była apteka (poproszę mleka pięć deka), ale w portfelu hulał mi wiatr, więc odpuściłam sobie dermokosmetyki i wydałam jakieś osiem złotych na to, co widać.
Mleczko chłodziło skórę, co było zaletą latem i wywoływało dreszcze zimą. Wchłaniał się długo; masowałam, masowałam, masowałam, a ono ciągle BYŁO. Miał bardzo specyficzny zapach - oczywiście jest parfümfrei, ale nikt przecież nie liczył na to, że składniki roślinne pochodzące z kontrolowanych biologicznie upraw i dziko rosnących zbiorów pozbawione są jakiegokolwiek aromatu. Chociaż jestem przyzwyczajona do najdziwniejszych doznań zapachowych wywoływanych przez kosmetyki dla atopików (patrz: Decubal), w tym przypadku ciężko było mi przywyknąć.
Na całe ciało używałam go tylko podczas wspomnianej majowej wycieczki, po powrocie wróciłam do standardowego zestawienia: na ręce emolienty, nogi zniosą wszystko. Sprawdzałam - jeśli chodzi o długofalowe nawilżenie, na łydkach dużo lepiej od tego certyfikowanego tworu sprawdziło się naszpikowane chemią i fragransem masło do ciała Farmony. W dodatku kupiłam je tak dawno temu, że nie wiem czy istnieje jeszcze w ofercie. A nawet jeśli: to nie morelowy peeling St. Ives, mało kto będzie tęsknił.
Krem do ciała zainteresował mnie, kiedy doprowadziłam się atopowo do znośnego stanu i zatęskniłam za pachnącymi żelami pod prysznic. Tutaj znowu zadziałał ciąg skojarzeń Alterra - łagodne - nie pieni się - będzie super. Jest z Alterry, jest łagodne, nie pieni się, było średnio.
Ze względu na swoją kremową konsystencję zużywa się toto całkiem szybko, a stosowanie szorstkiej gąbki Syreny w celu poprawienia wydajności mija się w tym przypadku z celem. Pomarańczowy krem nie wysusza, myje poprawnie, ale to tyle. Dużo lepiej na mojej skórze sprawdził się dwa razy tańszy żel z olejkiem z Isany o zapachu melona i gruszki. W tym przypadku mój nos trochę cierpiał, bo połączenie wanilii i pomarańczy wzbudzało tylko jedno skojarzenie: chemiczne serki homogenizowane. Kiedyś spróbowałam takiego, był chyba mandarynkowy. Obrzydlistwo*.
W Rossmannie już się nawet koło Alterry nie zatrzymuję. Moja stała trasa to żele pod prysznic Isany, papierowe ręczniki perforowane dwa razy gęściej niż standardowo i duże płatki do demakijażu Lilibe. Na kolorówkę staram się nie patrzeć, bo zawsze - zawsze - znajdzie się przy półce jakaś cwana macantka otwierająca kolejny błyszczyk. Staram się unikać stresorów.
Ze względu na swoją kremową konsystencję zużywa się toto całkiem szybko, a stosowanie szorstkiej gąbki Syreny w celu poprawienia wydajności mija się w tym przypadku z celem. Pomarańczowy krem nie wysusza, myje poprawnie, ale to tyle. Dużo lepiej na mojej skórze sprawdził się dwa razy tańszy żel z olejkiem z Isany o zapachu melona i gruszki. W tym przypadku mój nos trochę cierpiał, bo połączenie wanilii i pomarańczy wzbudzało tylko jedno skojarzenie: chemiczne serki homogenizowane. Kiedyś spróbowałam takiego, był chyba mandarynkowy. Obrzydlistwo*.
W Rossmannie już się nawet koło Alterry nie zatrzymuję. Moja stała trasa to żele pod prysznic Isany, papierowe ręczniki perforowane dwa razy gęściej niż standardowo i duże płatki do demakijażu Lilibe. Na kolorówkę staram się nie patrzeć, bo zawsze - zawsze - znajdzie się przy półce jakaś cwana macantka otwierająca kolejny błyszczyk. Staram się unikać stresorów.
*Zgooglowałam to słowo, bo nie byłam pewna czy napisałam je poprawnie. Dlaczego, grafiko Google, DLACZEGO?