Sera
do twarzy to rejon tak bardzo przeze mnie nie znany, że nie jestem
nawet pewna czy prawidłowo używam liczby mnogiej rzeczownika.
Kojarzą mi się z widocznym działaniem, napiętą, gładką cerą i
wyższą półką cenową. Tak jakoś.
Namiastkę
luksusu postanowiłam zafundować sobie za trzynaście polskich
złotych na promocji w Super Pharm. Ponieważ życie z atopią to
ciągła loteria i strach przed łuską, każdy produkt, który
miałby pomóc mi wygrać tę nierówną walkę, witam z otwartymi
ramionami.
To
był mój pierwszy kosmetyk w opakowaniu z pipetą i początkowo
używanie go było niezłą zabawą. Aplikowałam półpłynne żółte
mazidło na czoło, później na policzki i w pospiechu
rozsmarowywałam wszystko zanim zdążyło spłynąć. Po kilku
minutach nakładałam aktualnie używany krem nawilżający i
zajmowałam się czymkolwiek, co miało mi umilić oczekiwanie na efekt wow.
Ten jednak nie nadszedł.
Robiąc
pierwsze podejście do tej recenzji, chciałam wytwór Bioliqa
zmieszać z błotem i już nigdy do niego nie wracać. No bo co wkońcu, kurczę blade! Serum pozostawione bez wsparcia niezbyt
spektakularnie nawilżało (aktywnie
regeneruje, nawilża i odżywia skórę a co za tym idzie poprawia
jej wygląd...) i zostawiało
na twarzy lepką warstwę oraz uczucie ściągnięcia. Jedyne
pozytywne działanie jakie miałam okazję odczuć, to schłodzenie
twarzy następujące po aplikacji – przyjemne, jednak nie warte
nawet kilkunastu złotych i miejsca na półce.
Ciężko wypowiedzieć mi się na temat wydajności: używałam go z przerwami. Kiedy na twarzy dział mi się Armageddon, wszystkie kosmetyki testowe szły w odstawkę, a na ich miejsce wkraczały oleje i gęste kremy.
Przychylniejszym
okiem spojrzałam na niego na początku lipca. Razem z latem nadeszło
silne postanowienie regularnego filtrowania się. Mimo że mój krem
z spf 50+ przeznaczony jest do skóry suchej,
nie czułam się komfortowo bez dodatkowej warstwy produktu typowo
nawilżającego. Kolejna tresciwa porcja to było już trochę za dużo... i
właśnie wtedy z tej sytuacji bez wyjścia pomogła mi wybrnąć
butelka z grubego, matowego szkła. Serum całkiem poprawnie spisało
się jako dopełnienie kremu niby do skóry suchej ale ciągle
głównie z filtrem. Nie zdążyłam testować tego połączenia zbyt
długo - pomogło mi wyłącznie w wykończeniu resztek.
Możliwe, że kiedyś znowu spotkamy się z okazji promocji - Bioliq jest marką często przecenianą w super-pharmach. Romansu z tego nie będzie, ale ciekawa jestem efektu systematycznego stosowania serum pod filtr. Tym bardziej, że przynajmniej ten pierwszy wchłania się szybko.
może znajdziesz coś lepszego :)
OdpowiedzUsuńDużo dobrych rzeczy słyszałam o serum Yves Rocher, może kiedyś złapię w promocji :)
UsuńSpryciaro serumowa!
OdpowiedzUsuńJak nie drzwiami, to oknem.
UsuńJa jestem z niego bardzo zadowolona. Ale nie chce mi się iść do łazienki i sprawdzać, czy mam dokładnie tę samą wersję.
OdpowiedzUsuńTo tak bardzo w moim stylu! <3
UsuńPewnie tak, bo dużo ludzi go lubi. Tylko mi się nie udało.
a propos serum: http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=11607 ;)
OdpowiedzUsuńa propos tego konkretnego serum: ja je bardzo polubiłam, choć też nie dostrzegam w nim żadnych nadzwyczajnych właściwości. ale ta butelka szroniona, i zapach, i pipeta, i chłodzenie... dla mnie warte kilkunastu złotych jak najbardziej!
Dziękuję, to dokładnie tak jak podpowiadała mi intuicja. Ale gdybym sprawdziła to wtedy, już zupełnie nie wiedziałabym jak zacząć.
UsuńChłodzenie było miłe, zapach też, to prawda. Ale niestety zdrową całkiem skórę miałam tylko przez chwilę i tylko wtedy było to przyjemne. Jak kiedyś wyjdę na prostą, to może będzie z tego jakiś romans, nie wiem, nie wiem. W sumie cenę ma ładną...