Wpis powinien pokazać się automatycznie.
Chociaż polskiej muzyki nie słucham zbyt często, mam na swojej playliście pewną świętą trójcę. Każdą z grup odkryłam wcześniej czy później w gimnazjum i do tej pory gdy przypomnę sobie o którejś z nich, na nowo niektóre piosenki powalają mnie na kolana.
Oryginalna nie będę, przynajmniej w dwóch trzecich: mowa o Kulcie, Hey i Lao Che. Nie tworzę tu pierwszych, drugich czy trzecich miejsc - jednak to za tymi ostatnimi jeździłam na koncerty w różne miejsca w województwie (na jeden nawet prosto z koncertu Nosowskiej z ekipą) i do ich piosenek skakałam pod sceną w deszczu, na antybiotyku, dzień przed maturą z polskiego. To ze względu na nich notka pojawia się właśnie dziś.
Panowie stworzyli krążek nazwany po prostu Powstanie Warszawskie. Panowie krążkiem tym zafascynowali mnie tak bardzo, że w wieku lat piętnastu, kombinując jak łysy koń pod górę wymknęłam się w moją pierwszą podróż stopem do stolicy. Do Muzeum Powstania Warszawskiego, nie Złotych Tarasów. Panowie ci zagrali w Proximie koncert, którego nagranie powoduje u mnie jak najbardziej realne dreszcze. Niech przemówi video, oto mój bezwzględny faworyt (tak, w 1:55 słychać strzały):
Madonnę też lubię.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz