16 lutego, 2017

Emolium, Łagodna emulsja micelarna


Moje pierwsze starcie z Emolium miało miejsce lata temu. Od tej pory marka kojarzyła mi się głównie z lepkim olejkiem do kąpieli, o którym wystarczyło tylko pomyśleć, żeby skóra zaczęła niepokojąco swędzieć.
Moje drugie starcie z Emolium (i przedstawicielką marki) miało miejsce latem 2015 na premierze powyższej emulsji. Tym razem dyskomfort wiązał się z tym, że o iwencie dowiedziałam się tuż przed pracą, było wściekle gorąco, wszystkie wyjściowe ubrania właśnie się prały a ja miałam nieogolone nogi. W takich momentach szczególnie nie znoszę narzucanych nam standardów urodowych.

Sama emulsja micelarna jeżeli ma coś z dyskomfortem wspólnego to głównie to, że z jej pomocą możemy się takowego pozbyć przynajmniej ze skóry twarzy. Można ją wykorzystywać co najmniej na dwa sposoby: myjąc twarz jak standardowym żelem, albo nanosząc na wacik i omijając konieczność użycia wody. Unikanie używania wody ma dużo sensu kiedy skóra atopika jest w fatalnej kondycji; mi się na szczęście nie zdarzyło. Na stronie producenta natknęłam się na wzmiankę o tym, że nadaje się do zmywania makijażu i tutaj czuję się zobowiązana nie zgodzić. Niezbyt ciężki makijaż oka podczas mycia twarzy zamienia się w imponującą pandę rozciągającą się od brwi aż po policzki. Użycie płynu micelarnego "przed" jest bardziej niż zalecane.

Mój problem polega na tym, że nigdy nie pamiętam jak długo danego produktu używam. Z tego też powodu ciężko określić mi wydajność, ale nie wydaje mi się żeby była dramatycznie niska - nawet mi udałoby się to odnotować. Chociaż już coraz więcej osób nauczyło się, że brak piany nie jest równoznaczny z kiepskimi właściwościami myjącymi, odnotuję: Emolium się nie pieni. Tak bardzo się przyzwyczaiłam do tego stanu rzeczy, że po przerzuceniu się na inny produkt myjący puszczam nad umywalką bańki nosem. Nauczyłam się już osiągać imponujące rozmiary, chociaż objętość moich płuc nadal nie pozwala mi na zbyt długie pozostawanie na wydechu.



Cały ten elaborat jest wściekle nudny, ale cóż poradzić: produkt jest do bólu milusi i poprawny. Po umyciu twarz nie jest ściągnięta, nic nie boli i nie każe na oślep sięgać po łagodzący krem. Chociaż AZS w czasie stosowania emulsji nie dawał mi się wybitnie we znaki, celowo podrażniona Atredermem i złuszczająca się skóra dawała wystarczające pole do popisu. Wyrosłam już z kompulsywnego testowania wszystkiego, co wpadnie w ręce i wykończyłam kosmetyczne zapasy, szkoda mi czasu na poszukiwania czegoś nowego na siłę, więc jeżeli tylko nie podryfuję teraz w stronę mydeł w kostce chętnie wrócę do tego myjadełka. W większości aptek ceny oscylują wokół 23-25 złotych (/250 ml), ale nawet zapłacenie za niego trzech dych nie jest w tym przypadku szczególnym frajerstwem. Bierzcie i myjcie.

1 komentarz :

  1. Nie no, wydajność nie może być niska, skoro miałaś czas zapomnieć, ile ten produkt stosujesz, no tak czy nie. No.

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka