13 września, 2012

Idzie się, idzie się


Gdańsk mnie nie zjadł.
Jestem tu już trzeci dzień i wbrew wszelkim moim lękom ze skórą się nie dzieje źle. Nie licząc jej normalnej reakcji na wstawanie o czwartej, chodzenie spać grubo po północy, energetyki (mojito, mojito z lidla) i żarcie z puszki. Przyda mi się seans w spa i salonie kosmetycznym.
Jutro rano mam ostatnie w tym tygodniu zaliczenie, po nim na wylotówce wyciągnę rękę w geście 'jest ok'. 

Bo w sumie jest. 
Z zaliczenia fizyki na 4.5 jestem dumna jak paw, mam nadzieję że z matmą też jestem do przodu. Mój ćwiczeniowiec z pierwszego semestru, na mój widok szczerze się zasmucił - 'pani Aniu, pani na poprawce z matematyki...?'. Całkiem to miłe, że taki uroczy siwy pan pokłada we mnie takie nadzieje, chociaż całką potrójną czuję się pieprznięta w potylicę. Sympatyczni starsi panowie zawsze mnie rozczulają.

Jesteśmy o krok bliżej od podpisania umowy na wynajem mieszkania, które od pierwszego wejrzenia prosiło się o zrobienie z niego przytulnego gniazdka do którego chce się wracać. Odbiło mi do tego stopnia, że stworzyła mi się w zakładkach cała lista z przepisami; naprawdę mam zamiar piec ciasta, gotować obiady, niech się Mężczyzn czuje rozpieszczany. W Ikei zostawię grube pieniądze, jednak możliwość zrealizowania własnej wizji domu (i nie mówię tu o lokalu jako takim) przyszła znacznie szybciej niż się spodziewałam (chociaż nadal nie wierzę, że można się hajtać będąc w tym wieku - na przykład będąc moją matką; podpisy pod umową od dostawcy internetowego chyba na razie wystarczą?).

Zmieniając temat: info dla książkożerców przebywających w Gda. Nie wiem czy powinnam - dbając o własny interes i zawartość biblioteczki się tym dzielić, ale raz kozie i tak dalej. Przy przystanku tramwajowym na Miszewskiego jest dom handlowy, Jantar. W Jantarze jest antykwariat. W antykwariacie książki w śmiesznych cenach. Ostatnio będąc tam, znalazłam tom opowiadań Hłaski (7zł), słownik American English Oxfordu (6zł), słownik techniczny pol-ang i cztery książki Chmielewskiej. Dziś przyszłam po kolejne i naprawdę żałowałam, że mam tak mało miejsca na nadbagaż, bo miałabym skompletowane 3/4 kolekcji książek Joanny. Całe szczęście że w czwartek znów tu będę, dziś ograniczyłam się do sześciu egzemplarzy za zawrotną cenę 30zł całość. To najtańszy antykwariat jaki widziałam (pomijając ten przy Marszałkowskiej, gdzie człowiek chce zapłacić za dwa tomiszcza komiksów z Garfieldem a dostaje je gratis, bo 'kto to kupi, tylko fan').
Polecam i żałuję, że otworzyli się miesiąc przed moim stamtąd wyjazdem.

Skrob skrob, swędzi, cholerne energetyki. Guarana nie działa i smakuje jak żwir.

10 września, 2012

Dermedic Emolient, lotion do ciała

Ze względu na to, że emolienty są stałym elementem wyposażenia każdego miejsca, w którym aktualnie przebywam, zużywam je szybciej niż kremy do rąk. Nie trzymam się kurczowo jednej marki: dopiero raczkuję w tym temacie, ciągle więc testuję, kupuję nowości i nie ukrywam - spore znaczenie ma dla mnie cena
Składniki aktywne:  Pochodna z jęczmienia
i oleju arganowego, Masło shea, D-panthenol,
Olej z oliwek, Allantoina, Gliceryna
 
Dawniej w ogóle nie wyobrażałam sobie jak można płacić za głupi balsam do ciała więcej niż 15 zł (do kolorowych słoików TBS tylko wzdycham). Aktualnie wydaję mniej więcej dwa razy tyle, więc gdy w Super Pharmie zobaczyłam lotion Dermedica (przepraszam, czy pan się odmienia?) za 18zł, wzięłam go bez wahania. Kolejne opakowanie zdążyłam jeszcze dostać w promocji, trzecie - którego teraz używam - kosztowało już 26,99. Cena niby standardowa, ale nijak ma się do wydajności produktu. Specjalnie zanotowałam w pamięci, kiedy pierwszy raz otworzyłam nową butelkę lotionu. Dziś mija ósmy dzień od kiedy go używam, a zniknęła już połowa - zawartość sięga mniej więcej tego niebieskiego paska. Jedno opakowanie wystarczy na dwa- trzy tygodnie smarowania się. Ale! Nie mówię o używaniu go na całe ciało! W moim przypadku najbardziej problematyczne są ręce i to tylko je traktuję aptecznymi nawilżaczami, nogi zazwyczaj obrywają Neutrogeną.

Dlaczego więc nie wymieniłam Dermedica na coś bardziej opłacalnego?
Konsystencja. W tej kategorii jest - zwłaszcza latem - bezkonkurencyjny. Na pierwszym miejscu ma wodę, dzięki czemu jest bardzo rzadki, łatwo i szybko się rozprowadza i genialnie chłodzi, kiedy czuję że zbliża się atak świądu. Nie lepi się, (i bywa, że kojarzy się ze spermą... mina koleżanki która widzi zawartość bez opakowania sugerującego pochodzenie produktu - bezcenna), grzecznie trzyma skórę w ryzach.  Producent obiecuje długotrwałe i intensywne nawilżenie. Po części jest to pewnie zasługa lepszego stanu mojej skóry, ale rzeczywiście wystarczy jedno-dwa użycia dziennie. Zdradziłam go na chwilę z balsamem z rodziny Hydrain2. Nie minęło 48 godzin, a ze spuszczoną głową wracałam do apteki po lepszy model. Nasz romans pewnie potrwa dłużej, mimo że w kolejce mam dwie butelki Physiogelu upolowanego po zawrotnej cenie wyprzedażowej 26zł/sztuka. Ten agent to się dopiero ceni...

Na koniec skład - kulawo przepisany z opakowania.
Aqua, Glycerin, Caprylic/Capric Triglyceride, Isopropyl Myristate, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Cetyl Alcohol, Panthenol, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Spent Grain Wax (and) Butyrospermum Parkii (She Butter) Extract (and) Argania Spinosa Kernel Oil, Polyacrylamide (and) C 13-14 Isoparaffin (and) Laureth, Allantonin, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, DMDM Hydantoin (and) Methylchloroisothiazolinone (and) Methylisothiazolinone, PEG-8 (and) Tocopherol (and) Ascorbyl Palmitate (and) Ascorbic Acid (and) Citric Acid.
Ewentualne literówki wynikają z nieznajomości tematu :>  Nie wiem dlaczego, ale Dermedic chwali się tylko serią Emolient Linum, o tej ciężko znaleźć jakąś wzmiankę poza informacją o składnikach aktywnych i opisem działania w aptekach internetowych (składu nijak nie można skopiować :D).  Dziwne, bo ten produkt jest jak najbardziej udany.

06 września, 2012

Ratuj się kto (i czym) może

Po napisaniu posta o tym, jak mi się w magiczny sposób pogorszyło, wrócił z rajdu po aptekach R. razem z mazidłami do twarzy. Ja sama działałam w sposób, jaki odpowiada mi najlepiej - zza laptopa - składając moje pierwsze zamówienie na Biochemii Urody. Tym sposobem stałam się biedniejsza o ponad stówę, bogatsza o Cicaplast, żel hialuronowy + panthenol + alantonina, olejek arganowy oraz głównego bohatera dzisiejszego posta, krem Victella Ictamo (jestem tak leniwa, że zamiast sprawdzić nazwę w łazience, googlowałam jego składniki).

Zawarty w kremie ichtiol biały skusił mnie obietnicą działania z taką samą skutecznością działania przeciwzapalnego jak hydrokortyzon - steryd, którego unikam. Co prawda zapewnienia, że maść nadaje się do stosowania przy azs trochę kłóciło się w moich oczach z informacją o zawartości tlenku cynku, jednak uznałam że do stracenia nie mam nic (zachwyty na Wizażu też zrobiły swoje). Resztę popołudnia straszyłam hojnie nałożoną maską z kremu. Zapach - cóż, fiołków tu nie będzie. Kojarzy mi się z mazidłami stosowanymi w dzieciństwie. Niektórzy czują asfalt, to muszę jeszcze zweryfikować ;) Efekty za to są warte wydania tych dwudziestu (pięciu) złotych.

Po kilku godzinach wszystkie plamy gdzieś się ulotniły, twarz odzyskała jednolity koloryt a wszelkie parchy jakby się wchłonęły. Mija trzeci dzień od jedynego jak do tej pory użycia i mogę wyjść z twarzą do ludzi.
Niestety kto nie ma w głowie, ten ma zapas nawilżaczy. Warstwę VI uzupełniałam o kolejną porcję jeszcze trzy razy. Cynk mnie nie zawiódł, to było jasne od początku. Tu i tam przesuszyło mi twarz, mimo że w międzyczasie próbowałam nieszczęsną facjatę nawilżyć.  Jak na złość, pierwsze podejście do Cicaplastu skończyło się pieczeniem, a Physiogel wydawał się bronią za lekką i zbyt niskiego kalibru. Efekt był taki, że kolejny dzień (i część następnego) wsmarowywałam w siebie olejek z Alterry. Dało radę - wczoraj mogłam nałożyć na twarz podkład bez podkreślenia suchych skórek, kolejne randki z Cicaplastem też były przyjemniejsze.

Co dodatkowo mnie ucieszyło to fakt, że na drugi dzień po masce z Vitelli moje na co dzień roszerzone do granic niemożliwości pory skurczyły się tak bardzo, że po przebudzeniu siłą woli regulowałam ostrość w niewyspanych oczach, żeby upewnić się, że nic mi się nie uroiło. Co więcej można dodać? Krem jest na tyle wszechstronny, że mogę polecić atopikom, osobom z cerą naczynkową, zaczerwienieniami, zbyt cienką skórą i tym którym dokuczają stany zapalne skóry, podrażnienia, łuszczyca, łojotok, liszaj, trądzik... albo ospa. 
Tylko nie zapominajcie porządnie nawilżać skóry, howgh.

02 września, 2012

Movin' up, movin' down

Ze stadionu Legii 'Endless summer' huczy tak, że nie muszę otwierać okien.
Otworzyłam dziś za to oczy i okazało się, że AZS dokonało wielkiego come backu. Powrotu. Whatever.


Myślałam że obejdzie się bez takich rewelacji. Od połowy czerwca łykam 100mg cyklosporyny dwa razy dziennie. Podczas największego w moim życiu uderzenia AZS ten cudowny lek wydawał się być światełkiem w tunelu, dlatego kiedy dostałam od dermatologa recepty, cały dzień czułam się jak zwycięzca w totka (btw, trafiłam ostatnio trójkę). Od razu zadzwoniłam do chłopaka i mamy, nie mogłam się doczekać pierwszej dawki, no Boże Narodzenie w środku lata...! Całe lato miałam spokój od łuszczącej się skóry, suchych plam, tylko pokrzywka ciągle wracała. Dało się to na szczęście obejść (nie wychodząc z mieszkania przy temperaturze 20+, chodząc wolnym krokiem, unikając ciepłej wody... ale się dało), mogłam więc zapomnieć jaki koszmar przechodziłam kilka miesięcy wcześniej. Zastanawiałam się nawet, czy nie sprzedać tubifastu - dwa kupione na zapas opakowania stały szczęśliwie zapomniane.


A od dzisiaj znowu: nieprzyjemne pieczenie twarzy po Protopicu, swędzenie, swędzenie, spuchnięte powieki - nawet nie da się tego zakryć makijażem, bo faktura skóry jest taka, że wyglądałabym jak zombie z poszatkowaną twarzą.
Matka Rodzicielka nawet sugeruje mi rzucenie studiów, żeby stres nie wpływał na mnie destrukcyjnie. Może to jest i pomysł, zostanę damską wersją Cejrowskiego, podróże odstresowują a ja będę zbijać kasę. Ciekawe tylko co by powiedziała, jakbym sprzedała jej lodówkę...
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka