30 stycznia, 2015

Byłam na Dniach Alergii

Nie byłam za to na bieżąco z własnym życiem, więc zabrakło relacji na gorąco. Spróbuję następnym razem.
Dni Alergii i Nietolerancji Pokarmowej, czyli targi dla alergików, astmatyków, atopików i innych a-, to jak do tej pory jedyne takie wydarzenie w kraju. 21 i 22 listopada w jednym miejscu zgromadzili się przedstawiciele ponad siedemdziesięciu jednostek: fundacji, firm kosmetycznych, producentów zdrowej żywności, specjalnej odzieży, sprzętu AGD, środków czystości i wszystkiego, co przydaje się w codziennym życiu osób związanych z alergią i okolicznymi. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się aż takiego zainteresowania. Według organizatorów, targi odwiedziło ponad 5365 osób. Mogłam to odczuć podczas prób dopchania się do stoiska Fundacji Alabaster, gdzie pomagałam w ogarnięciu Strefy Relaksu. Poza miejscem do odpoczynku, Fundacja zapewniła możliwość indywidualnych konsultacji psychologicznych, grupowego spotkania-wykładu z dietetyczkami, oraz wzięcia udziału w warsztatach dla wszystkich grup wiekowych.


Mimo sporego zainteresowania, udało się i mi kilka razy zwiedzić okoliczne stoiska i zajrzeć na dłużej do tych z kosmetykami. Najbardziej interesowało mnie La Roche-Posay i tu się niestety zawiodłam. Zadałam stacjonującym tam paniom pytanie, usłyszałam lakoniczną odpowiedź. Próbowałam ponownie zagaić i rozkręcić rozmowę, liczyłam na jakąś miłą pogawędkę, albo na to że dowiem się czegoś o składach i produktach - moje zainteresowanie chemią kosmetyczną rośnie, więc zawsze chętnie korzystam z możliwości wymiany opinii ze specjalistą. Skończyło się na przyjrzeniu się wyeksponowanym produktom, grzecznym uśmiechu i przejściu dalej. Szkoda LRP, szkoda. Nie była to na pewno wina zbyt wielu osób kręcących się wokół, bo w danym momencie jedynymi zainteresowanymi byłam ja i osoba mi towarzysząca.
Po drodze - i po środku w moim rankingu - była też Ziaja i Eucerin, które wypadły przyzwoicie, ale nieszczególnie zapadły mi w pamięć. Zdecydowanym zwycięzcą całego wydarzenia jest dla mnie Sylveco. Do tej pory nigdy nie było mi z nimi po drodze, popularne lekkie kremy nie są tym czego szukam, więc na markę nie zwracałam uwagi. Uwijająca się na miejscu ekipa szybko zmieniła moje nastawienie. Samo stoisko przyciągało wzrok kolorami, co stanowiło miłą przeciwwagę dla sterylnych boksów widywanych tu i ówdzie. 

Za pierwszym razem zatrzymałam się tylko na moment, a to wystarczyło żeby zostały mi przedstawione najważniejsze produkty. Rozmowa z obecnymi tam osobami przebiegała dynamicznie, widoczny był entuzjazm i chęć przedstawienia kosmetyków najlepiej dostosowanych do potrzeb klienta. Dobrze wiem, jak pozytywnie wśród czytelniczek blogów odbierane są opakowania i składy produktów. Ja poza tym jestem bardzo, bardzo zadowolona z bezpośredniego kontaktu z przedstawicielami marki. Z przerwy obiadowej wróciłam z garścią próbek i specjalnie dla mnie przygotowaną odlewką wybranego kremu (używano jednorazowych szpatułek, chapeau bas!). Ponieważ moje fundacyjne rewiry znajdowały się niebezpiecznie blisko Sylveco, ostatecznie i tak skończyło się na zakupach. Za piętnaście złotych stałam się posiadaczką wygładzającego peelingu, gratis dostałam wybraną przeze mnie pełnowymiarową pomadkę, kolejny pakiet próbek, firmowy ołówek i uroczy zielnik - katalog produktów z leksykonem składników. Piętnaście złotych. Ja kupiłam ich produkt, oni mnie.

Dzieci są dla mnie tematem obcym, więc do miejscówek dla posiadaczy tychże raczej się nie zbliżałam. Do Eko Rodziców trafiłam podczas poszukiwania owocowych batoników. Do słodyczy nie dotarłam, ale znalazłam coś innego. Zobaczyłam, nabyłam, a dopiero później dowiedziałam się, do czego służy.
Bawełniany jeż jest wypełniony łuskami gryki. Nie tylko relaksująco szeleści, ale po włożeniu do piekarnika może być termoforem. Po pobycie w zamrażalniku może ukoić ból po nabiciu siniaka, z czego chętnie zaraz skorzystam. Od kilku dni dumnie noszę mojego pierwszego dorosłego guza i zamierzam o niego dbać jak na odpowiedzialną osobę przystało. Poza jeżem wyniosłam też kilka bezpłatnych egzemplarzy pierwszego wydania kwartalnika "Informator Alergika". To na prośbę rodziny i znajomych, bo chcieli mieć na własność coś, co zawiera napisany przeze mnie artykuł.

Jeżeli ktoś chciałby przyjrzeć się wystawcom, tutaj ma udostępnione zdjęcia z targów. Trochę mnie boli brak ostrości i poruszenia, ale... No, da się zobaczyć co potrzebne. Wrażeń estetycznych mogę szukać pod hasłem imię-nazwisko-photography. Wszelkich pozostałych podczas Dni Alergii nie brakowało, więc jeżeli organizatorzy zdecydują się powtórzyć tę akcję, to ja w to wchodzę. Obiema nogami.

22 komentarze :

  1. wow, ciekawe wydarzenie. oby więcej takich targów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I oby liczba zainteresowanych dramatycznie nie rosła ;)

      Usuń
  2. Przeczytałam "byłam na dniach Algerii" i zastanawiałam sie dość długo co to ma wspólnego z kremami i Tobą w ogole. Po ch*** Afryka??? Brawo Zuzia.

    Sylveco mocno mnie intryguje i przy okazji cieszy Twoje doświadczenie z obsługa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja kiedyś byłam na dniach Afryki jeśli to kogoś interesuje.

      Usuń
    2. A widzisz, mnie owszem. Sam fakt, niekoniecznie Afryka.

      Usuń
    3. Na bankiecie po festiwalu filmowym też byłaś, kulturalna osobo.
      Cos by się z tą Afryką znalazło... Wiem! Kiedyś dodałam wpis ze screenem z Youtube. Wpisywałam "ecz..." i jedyną rozbudowaną podpowiedzią było "leczenie migreny w afryce". Taka historia.

      Usuń
    4. http://wawalove.pl/Za-darmo-Dni-Afryki-a18335

      hyhyhyhyhy

      Usuń
  3. A jak badanie kliniczne? ja niedawno zaczęłam i jestem ciekawa jak to u Ciebie wygląda obecnie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio spadło na mnie sporo stresu, mam plamy na rękach i dłoniach, pojawiły się też dwie kropki na udach. Zastanawiam się, czy to nie od tego że może zmieniłam dietę na zdrowszą, bardziej pilnuję tego co jem, sama sobie robię jedzenie na uczelnię zamiast kupować gotowe obiady w bufecie i może w związku z tym pozbywam się syfu przez skórę. Zobaczymy za jakiś czas ;)
      Mimo to jest super, nawet te najgorsze zmiany na rękach są niczym w porównaniu do tej masakry, jaka działa się kiedy nie miałam zastrzyków. Jak Twoje pierwsze wrażenie?

      Usuń
    2. Jestem pod wrażeniem, bo nie mam na skórze kompletnie nic poza bliznami, jest nawet mniej sucha. Uważam to za cud, bo w październiku było już tak źle, że trafiłam do szpitala. Pierwszy raz od 24 lat widzę jaki kolor właściwie ma moja skóra :) Teraz zabieram się za usuwanie skutków wieloletniego używania sterydów. Jak na razie jedyny minus to zapalenie spojówek, które ponoć należy do częstych efektów ubocznych. Do samodzielnych zastrzyków przyzwyczaiłam się bardzo szybko, mimo że jestem najgorszą panikara na świecie. Przede mną też stresy, więc zobaczymy jak wtedy się spisze lek cud ;)

      Usuń
    3. No to oby tak zostało! Moja znajoma też bardzo dobrze zareagowała na lek i jeszcze długo po zakończeniu 'jej' edycji cieszyła się zdrową skórą. Mówię o tym w czasie przeszłym tylko dlatego, że nie znam obecnego stanu, ale to też był przypadek leżący w szpitalu z większością ciała zajętą przez azs.
      Ja z kolei mam nawracające zapalenie nadtwardówki, ale pani doktor okulista powiedziała mi, że to często jest objaw chorób stawów. Czekam na reumatologa.

      Usuń
  4. Seria Ulga od Ziai była spoko, jak mi ogrzewanie biura klimatyzacją (!) podczas kilkunastostopniowych mrozów (!!) zabiło skórę twarzy. Do dzisiaj te kremy są moją opcją awaryjną, jak nie mam pomysłu na nic innego do twarzy. Sylveco jestem bardzo ciekawa, ale tak się zastanawiam - oni mają mocno roślinne składy, nie? Może to niedorzeczne, ale mając alergię na pyłki np. brzozy boję się, że moja skóra zareaguje koszmarnie na krem brzozowy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Klimatyzacja to złooooo! Ja się wspomagałam masłem shea, o którym widziałam że pisałaś u siebie. W wolnej chwili przysiądę i wczytam się dokładniej. Próbkę Ziai Ulgi znalazłam dzisiaj, kiedy robiłam porządek w pudle z miniaturkami do zużycia. Sprawdzę.

      Nie jest to ani trochę niedorzeczne, przeciwnie wprost - bardzo rozsądne! W 2014 uczestniczyłam w konferencji dot. AZS i na jednym z wykładów była mowa właśnie o tym, że kiedy mamy uczulenie na migdały, lepiej unikać np. oleju ze słodkich migdałów, czy jego dodatku w kosmetykach. Wszystko zależy pewnie też od stopnia alergii. Przed okresem pylenia poczęstowałam koleżankę sokiem brzozowym, na pyłki jest uczulona. Rozcieńczyłam go mocno tak na wszelki wypadek, przez kilka następnych godzin nic jej chyba nie było, ale w sumie zapytam o wrażenia ;)
      Tak się zaczęłam zastanawiać, czy skoro piję ten sok to się sama na brzozę nie uczulę. Dawno nie robiłam testów, a wczoraj zaczęłam kichać, czyli chyba inauguracja sezonu pyłkowego już za mną. Słyszałam o przypadku (na tym samym wykładzie) kobiety, która używała kosmetyków z kozim/owczym mlekiem i przez używanie ich jej organizm się na nie uczulił - dostała wstrząsu anafilaktycznego po zjedzeniu sera z tego mleka, chociaż wcześniej jej nie szkodziło. Alergia to dziwka.

      Usuń
    2. Co mi przypomina, jak zapomniałam, że mam alergię na migdały (nie pytaj...) i zrobiłam sobie mleko migdałowe (brawo ja). Było super, zwłaszcza, że byłam sama w domu. Na szczęście skończyło się dreszczach, zimnym pocie i swędzeniu całego przełyku, a nie na puchnięciu i stracie przytomności.

      Usuń
    3. O, widzę że reprezentujesz mój poziom nieogaru <3
      Nie wiem czy kojarzysz Warszawę, to znaczy nie czy kojarzysz takie miasto, ale to jak mniej więcej są w niej rozmieszczone dzielnice. Raz na biurowej imprezie wigilijnej zaczęłam puchnąć od nadmiaru tańca, więc zmyłam się po angielsku, doszłam o własnych siłach na stację Warszawa Ochota, przejechałam na Śródmieście, wsiadłam w autobus pod Złotymi (to już był moment, w którym powinnam była dzwonić po karetkę), przejechałam przy Muzeum Narodowym (w tym momencie z kolei ZDECYDOWANIE powinnam była dzwonić po karetkę, ale nie uśmiechało mi się zejście pod Bankiem Gospodarstwa Krajowego), dojechałam na Gocław, wjechałam na trzynaste piętro, zrobiłam sobie podwójne wapno, spakowałam torbę do szpitala, położyłam się i dopiero wtedy pozwoliłam chłopakowi zadzwonić pod 999. Adrenalina robi swoje.

      Usuń
    4. Czekaj, ale jak to puchnąć od nadmiaru tańca?

      Usuń
    5. Jestem takim zrytym egzemplarzem, że zjem wszystko, pyłki przeżyję, ale ciepła nie zniesę. Pokrzywka - w 2012 było tak, że spacer w czerwcowy wieczór okazał się być zagrożeniem, dostałam hardkorowej reakcji alergicznej: bąble na ciele, na twarzy, spuchnięte wargi, powieki, uszy (prawie wchłonęło mi kolczyki). Nie wiedziałam wtedy jeszcze o co kaman i zamiast w te pędy wołać o karetkę, podjechałam na pogotowie taksówką, stawiając na nogi cały personel. Lato miałam spieprzone po całości, pamiętam że było bardzo gorąco a ja musiałam odwoływać rozmowy kwalifikacyjne jedną po drugiej, bo 30-kilka stopni od razu powodowało wystąpienie na mojej twarzy wyjściowej wysypki. Później zrobiło się trochę lepiej: dzwoniłam po pogotowie tylko wtedy, kiedy zimą w puchowej kurtce biegłam na autobus w którym było ciepło, albo dostawałam kropek kiedy wchodziłam do nagrzanej klatki schodowej. Po eksperymentach z antyhistaminami znalazłam takie, że jak wezmę potrójną dawkę to mogę nawet potańczyć w klubie. Po poczwórnej udało mi się przeżyć koncert Gogol Bordello pod samą barierką z jednym tylko bąblem na dolnej wardze \m/

      Usuń
    6. Ty, nie strasz, bo mi się latem i po przegrzaniu robi coś, co wygląda jak potówki na szyi i dekolcie. No ale i o co chodzi? Masz alergię na własny, za przeproszeniem, pot (serio pytam - świat alergii jest dla mnie po 10 latach równie tajemniczy, jak na początku, bo nie znalazłam nigdy lekarza, który miałby czas i umiejętność odpowiedzieć na wszystkie moje pytania)?

      Usuń
    7. Pot chyba nie, bo czasami mnie to dopadało jeszcze zanim zdążyłam się spocić. No i pod zbyt ciepłym prysznicem też się zdarzało. Na zbyt wysokie temperatury i zbyt intensywne ich zmiany, to bardziej. Ogólnie to to się chyba pokrzywka cholinergiczna nazywa, tam też uwzględniony jest pot, ale też inne czynniki (o, stres na przykład, to by się zgadzało).

      Usuń
    8. Czekam, aż Stephen King napisze książkę postapokaliptyczną, w której zgubą ludzkości okazały się choroby autoimmunologiczne.

      Usuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka