Obdarowując mnie muffinkowym tagiem So sweet blog award Zajęczak pisząc o mnie wspomniała, że ujawniam absurdy NFZ-u. Dziś opowiem Wam o absurdzie jakich mało - w dodatku bardzo bolesnym, bo nie ja odczuwam bezpośrednie tego skutki.
Sześć lat temu stan zdrowia mojej prababci znacznie się pogorszył. Zabrało ją pogotowie, a szpital do którego została przewieziona odmówił przyjęcia. Przetransportowano ją do drugiego - tam poinformowano ją że nie pełnią ostrego dyżuru i również nie mogą nic zrobić. Ostatecznie została chyba w tym pierwszym, gdzie udzielono jej fachowej pomocy: położono na korytarzu SORu i ignorowano prośby o podanie choćby kroplówki. Zanim lekarze ogarnęli dupy i przystąpili do zrobienia cholernych badań, prababci zdążyło zostać udzielone ostatnie namaszczenie; ze źle czującej się staruszki zamieniła się w staruszkę umierającą. Ostatecznie ustalono, że konieczne jest usunięcie kamieni z woreczka żółciowego. Niestety opieszałość lekarzy doprowadziła do... śpiączki. Całą sprawą zainteresowała się lokalna gazeta, a twarze dzieci mojej babci opowiadających o sprawie znajdowały się na pierwszej stronie razem z artykułem. Nic to nam niestety nie dało. Przez pięć miesięcy lekarze doznawali szoku na widok tak bardzo wykraczających poza wszelkie normy wyniki badań; tym bardziej, że osoba której te badania dotyczyły ciągle żyła. Przez pięć miesięcy wracałam ze szkoły najpóźniej jak tylko mogłam: bałam się, że po powrocie usłyszę o najgorszym. Babcia Teresa pokazała jednak że nie z nią takie numery i pewnego marcowego dnia otworzyła oczy. Zamieszkała z jedną ze swoich córek - po wielu tygodniach leżenia nie była już w stanie chodzić. Przez sześć lat śmiała się, docinała, streszczała nam wszystkie możliwe teleturnieje i stała się autorką niejednego niezłego suchara.
Historia niestety lubi się powtarzać. Dokładnie sześć lat po nocy spędzonej na jeżdżeniu od przysłowiowego Annasza do Kajfasza prababcię znowu zabrało pogotowie. Tym razem personel wziął się do roboty i usunął kamienie. Bez nich wszystko już miało być dobrze, jednak podczas zabiegu babcia zaczęła mieć trudności z oddychaniem a dodatkowo do gry weszła sepsa. O tym, że sprawa jest poważna dowiedziałam się kiedy w czwartkowy wieczór mama rozbeczała mi się w słuchawkę. W piątkowy wieczór byłam w domu, a wczoraj pojechałam na OIOM. Nikomu nie życzę takiego uczucia bezradności.
Rura w gardle wspomagająca oddychanie uniemożliwia babci mówienie. Ona za to bardzo chciała nam wczoraj coś przekazać. Ruszała ustami, jednak tylko ją to męczyło. Gestykulowała, ale nic nam to nie dało. Wskazywała litery na kartce z naklejonym alfabetem - myliła się i zapominała, co chciała nam przekazać. Była bardzo niespokojna, a ja musiałam zaciskać zęby żeby nie rozpłakać się kiedy głaskałam ją po głowie jak małe dziecko, żeby chociaż trochę ją uspokoić.
Pocieszam się tym, że nie straciła świadomości; zawsze kiedy ją odwiedzałam zachwycała się moimi długimi włosami. Kiedy podeszłam do jej łóżka, wyciągnęła rękę i tym razem w milczeniu (a jakże) je pogłaskała. Wiedziała, że to najstarsza z piętnaściorga jej prawnucząt.
Okazało się że gdyby zabieg został przeprowadzony za pierwszym razem, żadna z powyższych sytuacji nie miałaby miejsca. Może nawet jeszcze i w tym roku babcia zrobiłaby na wigilię drożdżowe placki z makiem.Zazwyczaj nie znoszę zabawy w co by było gdyby..., tym razem nie mogę się powstrzymać. Co by było, gdyby niektórzy lekarze nie byli robotami? Wiem, że jest to zawód odpowiedzialny, niejednokrotnie wycieńczający fizycznie ale kurwa mać, wpisana jest w niego odpowiedzialnośč za ludzkie zdrowie i życie! Tego w pewnym momencie zabrakło.
Staram się być dobrej myśli, mimo to proszę: trzymajcie kciuki.
Sześć lat temu stan zdrowia mojej prababci znacznie się pogorszył. Zabrało ją pogotowie, a szpital do którego została przewieziona odmówił przyjęcia. Przetransportowano ją do drugiego - tam poinformowano ją że nie pełnią ostrego dyżuru i również nie mogą nic zrobić. Ostatecznie została chyba w tym pierwszym, gdzie udzielono jej fachowej pomocy: położono na korytarzu SORu i ignorowano prośby o podanie choćby kroplówki. Zanim lekarze ogarnęli dupy i przystąpili do zrobienia cholernych badań, prababci zdążyło zostać udzielone ostatnie namaszczenie; ze źle czującej się staruszki zamieniła się w staruszkę umierającą. Ostatecznie ustalono, że konieczne jest usunięcie kamieni z woreczka żółciowego. Niestety opieszałość lekarzy doprowadziła do... śpiączki. Całą sprawą zainteresowała się lokalna gazeta, a twarze dzieci mojej babci opowiadających o sprawie znajdowały się na pierwszej stronie razem z artykułem. Nic to nam niestety nie dało. Przez pięć miesięcy lekarze doznawali szoku na widok tak bardzo wykraczających poza wszelkie normy wyniki badań; tym bardziej, że osoba której te badania dotyczyły ciągle żyła. Przez pięć miesięcy wracałam ze szkoły najpóźniej jak tylko mogłam: bałam się, że po powrocie usłyszę o najgorszym. Babcia Teresa pokazała jednak że nie z nią takie numery i pewnego marcowego dnia otworzyła oczy. Zamieszkała z jedną ze swoich córek - po wielu tygodniach leżenia nie była już w stanie chodzić. Przez sześć lat śmiała się, docinała, streszczała nam wszystkie możliwe teleturnieje i stała się autorką niejednego niezłego suchara.
Historia niestety lubi się powtarzać. Dokładnie sześć lat po nocy spędzonej na jeżdżeniu od przysłowiowego Annasza do Kajfasza prababcię znowu zabrało pogotowie. Tym razem personel wziął się do roboty i usunął kamienie. Bez nich wszystko już miało być dobrze, jednak podczas zabiegu babcia zaczęła mieć trudności z oddychaniem a dodatkowo do gry weszła sepsa. O tym, że sprawa jest poważna dowiedziałam się kiedy w czwartkowy wieczór mama rozbeczała mi się w słuchawkę. W piątkowy wieczór byłam w domu, a wczoraj pojechałam na OIOM. Nikomu nie życzę takiego uczucia bezradności.
Rura w gardle wspomagająca oddychanie uniemożliwia babci mówienie. Ona za to bardzo chciała nam wczoraj coś przekazać. Ruszała ustami, jednak tylko ją to męczyło. Gestykulowała, ale nic nam to nie dało. Wskazywała litery na kartce z naklejonym alfabetem - myliła się i zapominała, co chciała nam przekazać. Była bardzo niespokojna, a ja musiałam zaciskać zęby żeby nie rozpłakać się kiedy głaskałam ją po głowie jak małe dziecko, żeby chociaż trochę ją uspokoić.
Pocieszam się tym, że nie straciła świadomości; zawsze kiedy ją odwiedzałam zachwycała się moimi długimi włosami. Kiedy podeszłam do jej łóżka, wyciągnęła rękę i tym razem w milczeniu (a jakże) je pogłaskała. Wiedziała, że to najstarsza z piętnaściorga jej prawnucząt.
Okazało się że gdyby zabieg został przeprowadzony za pierwszym razem, żadna z powyższych sytuacji nie miałaby miejsca. Może nawet jeszcze i w tym roku babcia zrobiłaby na wigilię drożdżowe placki z makiem.Zazwyczaj nie znoszę zabawy w co by było gdyby..., tym razem nie mogę się powstrzymać. Co by było, gdyby niektórzy lekarze nie byli robotami? Wiem, że jest to zawód odpowiedzialny, niejednokrotnie wycieńczający fizycznie ale kurwa mać, wpisana jest w niego odpowiedzialnośč za ludzkie zdrowie i życie! Tego w pewnym momencie zabrakło.
Staram się być dobrej myśli, mimo to proszę: trzymajcie kciuki.
posted from Bloggeroid