14 marca, 2013

Leczenie - aktualizacja #2

Pewnie nie raz miałyście (mieliście? czy są na sali mężczyźni?) takie dni, kiedy w pewnym momencie wiadomo już, że nic nie może pójść zgodnie z planem. Miałam tak wczoraj. Wiadomość z dziekanatu była tylko zapowiedzią początku mojej zmiany w pracy. Wszystko się sypało i gubiło, ludzie na recepcję (jestem teraz panią-ze-szkoły-językowej) przychodzili pielgrzymkami, szef się wściekał i tylko cudem zabrakło tej kropli goryczy, po pojawieniu się której rozpłakałabym się przed tłumem uczniów i współpracowników. Nieważne. Wróciłam do domu, reset, nowy dzień. Dzień kontrolnej wizyty u dermatologa.
W poście o cyklosporynie pisałam, że regularnie badam krew i nigdy-przenigdy wyniki nie budziły podejrzeń. Do dziś. Nagle podskoczył mi znacznie poziom mocznika i kreatyniny we krwi. Oznacza to, że czynność nerek jest upośledzona a same zainteresowane mają problem z usuwaniem z organizmu powyższej dwójki. Przejęta pani doktor uznała to za koniec świata, skierowała na powtórne badanie za tydzień stwierdziwszy przy okazji że jeśli parametry się nie poprawią, to ona boi się myśleć, co dalej i nakazała dużo pić-dużo sikać-dużo sikać-dużo pić. Hm. Hm hm. Ja się nie boję, dodała mi tym otuchy jak jasna cholera ;) W sumie nie jestem nawet zła, smutna czy zdołowana - trochę zrezygnowana najwyżej.

Jeśli chodzi o cyklosporynę, schodzimy z dawki 100/150mg na 100/100. Rano nadal Clatra, wieczorem tańszy odpowiednik łykanego dotychczas Montelucastu. Protopic razy dziennie dwa przez trzy dni, raz dziennie przez tydzień, później co dwa-trzy dni. Wszystko dlatego że w zagłębieniach łokci znów mam grubą, czerwoną, suchą skórę. Wróciłam do używania bandaży, skórę pod nimi posmarowałam Vitellą Ictamo - ichtiol biały ponownie załagodził co trzeba, teraz nawilżam przesusz. Kontrolna wizyta za 1,5 tygodnia. Co jeśli się nie uda? Prawdopodobnie pobyt na oddziale alergologii, i/lub próba podjęcia leczenia biologicznego - poza tym, że to podobno trochę zabawa w eksperymenty, nie wiem jeszcze nic.
Well.
Trzymajcie kciuki żebym dotarła dziś do domu bezawaryjnie. Wzięłam sobie do serca rady dermatologa i wypiłam hektolitry wody; czterdziestominutowa droga praca-dom może być dziś całkiem poważną misją...

11 komentarzy :

  1. Wiem co znaczy chorowac na nerki bo sama na nie choruje od urodzenia:) trzymam kciuki za ciebie ze wszystko bedzie dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymaj się kochana, będzie dobrze:*!

    OdpowiedzUsuń
  3. trzymam kciuki, idż na ten basen ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozglądam się nawet za nauką pływania (!), muszę tylko najpierw znaleźć strój odpowiedni dla moich gabarytów :D

      Usuń
  4. Trzymam kciuki :). Pij dużo, pij, to pobudza nereczki. I mocznik się łatwiej rozpuszcza, i kreatyninę też pomaga metabolizować.
    Buziak :)

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem z Tobą, Mała. & przytulam Nerczątka.

    OdpowiedzUsuń
  6. trzymam kciuk. ja wypijałam 3.5l wody dziennie i podróżowanie było wyzwaniem, ale wiesz jak fajnie jest tak dużo pić i dużo sikać? bombowe to jest. no.

    buziaki ahoj.
    niech będzie zajebiście dobrze, po prostu normalnie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Modlę się do Twoich nerek (bo może czują się niedocenione i dlatego sie na cię fochneły- ja temu zaradzę). BUM!! Bedzie git:) Cmmok:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za wszystkie kciuki, życzenia i słowa otuchy - jutro będę wiedziała, na czym stoję :)

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka