Doczekałam się wizyty u alergologa. Wypadła w godzinach pracy, a jak jest na umowie-zlecenie: wiadomo, każda nieprzepracowana godzina i złotówki lecą. Chciałam załatwić to w miarę szybko, bezboleśnie i przy odrobinie szczęścia wyjść z gabinetu oświecona.
-Pani Anna? Miała pani być przed jedenastą.
(jest jedenasta czterdzieści; w myślach produkuję potok przekleństw średniego kalibru)
-Tak, ale przede mną weszło przecież trzech pacjentów bez kolejki, po testach.
-Przecież wychodziłam z gabinetu, pytałam, kto na testy.
(przetwarzam informacje)
-To... to ja miałam mieć dzisiaj testy skórne?
Potwierdza.
Z atopowe-zapalenie.pl: "Najmniej pewne są testy skórne – istnieje w nich największe ryzyko błędu, gdzie wyniki nie potwierdzają stanu faktycznego. U alergików chorych na AZS testy skórne są z zasady narażone na duży margines błędu, ze względu na podatność skóry na podrażnienia, podatność na powstanie reakcji zapalnej na skórze – choćby od samego nakłucia igłą, jak się to robi w testach skórnych."
Podwijam rękawy, pokazuję ręce. Mówię, że przecież biorę cyklosporynę i leki antyhistaminowe, że wyniki mogą nie mieć odwzorowania w rzeczywistości. I nikt mi o cholernym teście ostatnio nie mówił. Pani Doktor zdziwiona: kto przepisał mi cyklosporynę? Powinna wiedzieć, wystarczyłoby zapisać to w karcie ostatnim razem. Wskazuję głową w górę: szóste piętro, klinika dermatologii.
Podsuwam wyniki testów z krwi. Podobno nie uczula mnie pszenica ani żyto, jajka ani mleko. Tylko kurz. Tylko trochę. Ale przydałoby się zrobić badania w większym zakresie.
Mówię o moich podejrzeniach co do ewentualnego uczulenia na salicylany i... nie dostaję żadnego komentarza. Więcej informacji udzieliła mi dermatolog, kiedy wpadłam do niej przelotem po jedno zaświadczenie.
- Proszę wrócić jak odstawi pani wszystkie leki. Do tej pory nie ma sensu umawianie się na wizyty.
Mhm. Okej. Trochę to się chyba nie zgadza z zaleceniem szpitalnym: wymagana stała opieka alergologa. Parafrazując pewne powiedzenie: z lekarzem jak z autobusem - nie ten, to będzie następny. Poszukam więc następnego, bo robię się coraz bardziej wyczulona na traktowanie pacjenta taśmowo. Ilustracja obok jest luźnym skojarzeniem.
Howgh!
ja zbieram się na wizytę do alergologa od pół roku. ale szczerze mówiąc, po ostatnich wizytach było tylko gorzej i gorzej. aż nie wiem co mam robić. to jest jakaś porażka:/
OdpowiedzUsuńSzukaj! Grunt to się nie poddawać, gdzieś muszą być porządni lekarze.
UsuńUroczo...
OdpowiedzUsuńTeż ostatnio miewam kontakty z służbą zdrowia, więc rozumiem klimaty... ;-/
Ale już nawet nie chce mi się o tym pisać.
Czasem aż ręce opadają, prawda?
Usuńeeechhhh... i właśnie dlatego w sytuacji kiedy naprawdę MUSZĘ iść do specjalisty, wolę odżałować te 50-100 zł i iść prywatnie... :-/
OdpowiedzUsuńZnam temat :-) Po osiemnastych urodzinach pieniądze które dostałam w prezencie przeznaczyłam na nową twarz. Wyleczenie trądziku kosztowało mnie ponad 2 tysiace, ale zdecydowanie było warto. Teraz niestety nie mam takiego nakładu gotówki.
UsuńPodstawa to trafić na dobrego lekarza. Mnie się udało i dlatego bardzo wszystkim polecam panią doktor Ludwikowską. Moim zdaniem jest to najlepszy w Bydgoszczy alergolog-laryngolog.
OdpowiedzUsuńDo Bdg niestety mam kawałek ;) Cóż, Warszawa jest duża, w końcu znajdę. W piątek poproszę dermatolog żeby mi kogoś poleciła.
Usuń