08 października, 2012

Jestem online przez 8 godzin dziennie, na koszt firmy


Doczekałam się wizyty u alergologa. Wypadła w godzinach pracy, a jak jest na umowie-zlecenie: wiadomo, każda nieprzepracowana godzina i złotówki lecą. Chciałam załatwić to w miarę szybko, bezboleśnie i przy odrobinie szczęścia wyjść z gabinetu oświecona.

-Pani Anna? Miała pani być przed jedenastą.
(jest jedenasta czterdzieści; w myślach produkuję potok przekleństw średniego kalibru)
-Tak, ale przede mną weszło przecież trzech pacjentów bez kolejki, po testach.
-Przecież wychodziłam z gabinetu, pytałam, kto na testy.
(przetwarzam informacje)
-To... to ja miałam mieć dzisiaj testy skórne?
Potwierdza.
Z atopowe-zapalenie.pl: "Najmniej pewne są testy skórne – istnieje w nich największe ryzyko błędu, gdzie wyniki nie potwierdzają stanu faktycznego. U alergików chorych na AZS testy skórne są z zasady narażone na duży margines błędu, ze względu na podatność skóry na podrażnienia, podatność na powstanie reakcji zapalnej na skórze – choćby od samego nakłucia igłą, jak się to robi w testach skórnych."

Podwijam rękawy, pokazuję ręce. Mówię, że przecież biorę cyklosporynę i leki antyhistaminowe, że wyniki mogą nie mieć odwzorowania w rzeczywistości. I nikt mi o cholernym teście ostatnio nie mówił. Pani Doktor zdziwiona: kto przepisał mi cyklosporynę? Powinna wiedzieć, wystarczyłoby zapisać to w karcie ostatnim razem. Wskazuję głową w górę: szóste piętro, klinika dermatologii.
Podsuwam wyniki testów z krwi. Podobno nie uczula mnie pszenica ani żyto, jajka ani mleko. Tylko kurz. Tylko trochę. Ale przydałoby się zrobić badania w większym zakresie.
Mówię o moich podejrzeniach co do ewentualnego uczulenia na salicylany i... nie dostaję żadnego komentarza. Więcej informacji udzieliła mi dermatolog, kiedy wpadłam do niej przelotem po jedno zaświadczenie.

- Proszę wrócić jak odstawi pani wszystkie leki. Do tej pory nie ma sensu umawianie się na wizyty.
Mhm. Okej. Trochę to się chyba nie zgadza z zaleceniem szpitalnym: wymagana stała opieka alergologa. Parafrazując pewne powiedzenie: z lekarzem jak z autobusem - nie ten, to będzie następny. Poszukam więc następnego, bo robię się coraz bardziej wyczulona na traktowanie pacjenta taśmowo. Ilustracja obok jest luźnym skojarzeniem.

Howgh!

8 komentarzy :

  1. ja zbieram się na wizytę do alergologa od pół roku. ale szczerze mówiąc, po ostatnich wizytach było tylko gorzej i gorzej. aż nie wiem co mam robić. to jest jakaś porażka:/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szukaj! Grunt to się nie poddawać, gdzieś muszą być porządni lekarze.

      Usuń
  2. Uroczo...
    Też ostatnio miewam kontakty z służbą zdrowia, więc rozumiem klimaty... ;-/
    Ale już nawet nie chce mi się o tym pisać.

    OdpowiedzUsuń
  3. eeechhhh... i właśnie dlatego w sytuacji kiedy naprawdę MUSZĘ iść do specjalisty, wolę odżałować te 50-100 zł i iść prywatnie... :-/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam temat :-) Po osiemnastych urodzinach pieniądze które dostałam w prezencie przeznaczyłam na nową twarz. Wyleczenie trądziku kosztowało mnie ponad 2 tysiace, ale zdecydowanie było warto. Teraz niestety nie mam takiego nakładu gotówki.

      Usuń
  4. Podstawa to trafić na dobrego lekarza. Mnie się udało i dlatego bardzo wszystkim polecam panią doktor Ludwikowską. Moim zdaniem jest to najlepszy w Bydgoszczy alergolog-laryngolog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Bdg niestety mam kawałek ;) Cóż, Warszawa jest duża, w końcu znajdę. W piątek poproszę dermatolog żeby mi kogoś poleciła.

      Usuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka