Wokół balsamów od Figs&Rouge kręciłam się kilka tygodni. Nie chcąc bawić się w zakupy internetowe (dla jednego pudełeczka średnio się to opłacało), znalazłam w Warszawie aptekę mającą je w swojej ofercie i czekałam na przypływ sił pozwalający zrobić mi po pracy kilka nadprogramowych kilometrów, zamiast resztkami sił i świadomości wpakować się w autobus do domu. Chwila taka nie nastąpiła, bo z pomocą przyszła mi Obsession i jej rozdanie, w którym wygrałam niebieską puszkę z zawartością o zapachu geranium. A nawet sweet geranium.
Nie jestem wielbicielką gadżetów w stylu retro. Groszki, kokardki, i delikatne kolory to zupełnie nie moja bajka, a mimo to opakowania zaczarowały mnie od pierwszego wejrzenia. Gdybym miała się kierować wyłącznie wyglądem zewnętrznym, poza aktualnie posiadanymi balsamami już dawno byłyby u mnie Coco Vanilla, Pomegranate i Aloe&Mint. Blaszane puszki dobrze strzegą dostępu do zawartości: nie ma mowy, żeby opakowanie otworzyło się samo w otchłani damskiej torebki. Początkowo bałam się, że przy odkręcaniu połamię sobie paznokcie. Na szczęście wrażenie to szybko mija, pokrywka chodzi trochę luźnieja paznokcie i tak się połamały. Jakby tego było mało, na powierzchni balsamu wytworzył się odpowiednik kożucha na mleku: gumowa warstwa po przeciągnięciu po niej palcem rozciąga się zamiast dać się nałożyć na usta. Dopiero wydrążenie w niej otworu pozwala dostać się do Produktu Właściwego.
Produkt Właściwy jest bardzo gęsty, nabiera się obficie i trzyma warg jak przyklejony (nie klejąc się przy tym wcale). Wyczuwalne pod palcem grudki znikają podczas aplikacji. Zazwyczaj używam go na noc, a rano budzę się bez niepożądanych skórek na miękkich, wygładzonych ustach. Na zdjęciu obok zużycie po około 2 tygodniach codziennego stosowania. Wydajność, moim zdaniem, średnia.
Do tej pory geranium nie budziło we mnie żadnych skojarzeń, może poza piosenką zespołu Ich Troje - w dzieciństwie fanka była ze mnie pierwszorzędna; pogardliwie traktowałam tych którzy pałali do Wiśniewskiego miłością dopiero po wydaniu czwartej płyty w czerwonej okładce. Mam nadzieję, że nikt z rodziny nie pamięta jak w podstawówce poryczałam się z radości, kiedy pod choinką znalazłam dwa krążki wyżej wymienionych. I że kiedyś uda mi się napisać posta nie zbaczając z tematu. Dziś geranium to dla mnie zapach niezbyt przyjemny: duszący, lekko miętowy, kojarzący się z apteką i marudzeniem typu 'fuu, znowu piłaś z gwinta po nałożeniu tego na usta'. Sweet G. i równie sweet - ale na swój sposób - R. zdecydowanie się nie polubili. Między innymi dlatego kiedy dowiedziałam się o dniach darmowej dostawy (5h przed ich zakończeniem), weszłam na pierwszą lepszą stronę z czystej ciekawości (www.skarbiec-natury.pl) i zobaczyłam balsamy F&R przecenione na 18,60 (zadziałało samo słowo 'promocja'), długo się nie wahałam i dwa dni później na poczcie czekał na mnie wariant wiśniowo-waniliowy.
Znowu wkurzył mnie zapach. Tym razem wiedziałam mniej więcej czegomam chcę się spodziewać: słodyczy wanilii i aromatu wiśni. Dostałam eukaliptusa i smak cukierków lodowych. W mordę jeża! Cudem nie straciłam cierpliwości i planuję jeszcze co najmniej jedno podejście - ciekawi mnie Wild Cherry na przykład.
Co mnie dziwi, to zupełnie inna konsystencja produktu. Nie trzeba go wydłubywać jak w poprzednim przypadku; zachowuje się i wygląda jak wazelina, wystarczy więc przejechać palcem po powierzchni, żeby balsam lekko się stopił i w znacznie mniejszej ilości powędrował na usta. Obecności gumowej warstwy nie stwierdziłam. Dzięki temu nie zużywa się tak szybko jak jego niebieski odpowiednik; chociaż wytrzymuje na skórze trochę krócej i zostaje bardziej na powierzchni zamiast w nią wsiąkać, końcowy efekt jest taki sam.
Czy kupię ponownie? Nie wiem. Do zużycia mam trzy masła Nivei i kilka sztyftów, do tej pory moją uwagę może zwrócić równie dobry produkt w trochę korzystniejszej cenie. Z drugiej strony, pozostałe opcje kuszą i nawołują do spróbowania.
Pewnie ulegnę.
*W tym miejscu chciałabym pozdrowić Pana Rafała który własnoręcznie podpisał się na kartce 'Paczkę dla Ciebie pakował...' i dorzucił mi kilka próbek do koperty. Skarbiec Natury, plus dla Was za to i za super szybką dostawę!
Nie jestem wielbicielką gadżetów w stylu retro. Groszki, kokardki, i delikatne kolory to zupełnie nie moja bajka, a mimo to opakowania zaczarowały mnie od pierwszego wejrzenia. Gdybym miała się kierować wyłącznie wyglądem zewnętrznym, poza aktualnie posiadanymi balsamami już dawno byłyby u mnie Coco Vanilla, Pomegranate i Aloe&Mint. Blaszane puszki dobrze strzegą dostępu do zawartości: nie ma mowy, żeby opakowanie otworzyło się samo w otchłani damskiej torebki. Początkowo bałam się, że przy odkręcaniu połamię sobie paznokcie. Na szczęście wrażenie to szybko mija, pokrywka chodzi trochę luźniej
uparta puszka, dziura i Produkt Właściwy |
Do tej pory geranium nie budziło we mnie żadnych skojarzeń, może poza piosenką zespołu Ich Troje - w dzieciństwie fanka była ze mnie pierwszorzędna; pogardliwie traktowałam tych którzy pałali do Wiśniewskiego miłością dopiero po wydaniu czwartej płyty w czerwonej okładce. Mam nadzieję, że nikt z rodziny nie pamięta jak w podstawówce poryczałam się z radości, kiedy pod choinką znalazłam dwa krążki wyżej wymienionych. I że kiedyś uda mi się napisać posta nie zbaczając z tematu. Dziś geranium to dla mnie zapach niezbyt przyjemny: duszący, lekko miętowy, kojarzący się z apteką i marudzeniem typu 'fuu, znowu piłaś z gwinta po nałożeniu tego na usta'. Sweet G. i równie sweet - ale na swój sposób - R. zdecydowanie się nie polubili. Między innymi dlatego kiedy dowiedziałam się o dniach darmowej dostawy (5h przed ich zakończeniem), weszłam na pierwszą lepszą stronę z czystej ciekawości (www.skarbiec-natury.pl) i zobaczyłam balsamy F&R przecenione na 18,60 (zadziałało samo słowo 'promocja'), długo się nie wahałam i dwa dni później na poczcie czekał na mnie wariant wiśniowo-waniliowy.
Znowu wkurzył mnie zapach. Tym razem wiedziałam mniej więcej czego
Co mnie dziwi, to zupełnie inna konsystencja produktu. Nie trzeba go wydłubywać jak w poprzednim przypadku; zachowuje się i wygląda jak wazelina, wystarczy więc przejechać palcem po powierzchni, żeby balsam lekko się stopił i w znacznie mniejszej ilości powędrował na usta. Obecności gumowej warstwy nie stwierdziłam. Dzięki temu nie zużywa się tak szybko jak jego niebieski odpowiednik; chociaż wytrzymuje na skórze trochę krócej i zostaje bardziej na powierzchni zamiast w nią wsiąkać, końcowy efekt jest taki sam.
Czy kupię ponownie? Nie wiem. Do zużycia mam trzy masła Nivei i kilka sztyftów, do tej pory moją uwagę może zwrócić równie dobry produkt w trochę korzystniejszej cenie. Z drugiej strony, pozostałe opcje kuszą i nawołują do spróbowania.
Pewnie ulegnę.
*W tym miejscu chciałabym pozdrowić Pana Rafała który własnoręcznie podpisał się na kartce 'Paczkę dla Ciebie pakował...' i dorzucił mi kilka próbek do koperty. Skarbiec Natury, plus dla Was za to i za super szybką dostawę!
fajnie fajnie. ja wiem jak to jest nie wiedzieć czego się spodziewać i chcieć więcej. na podobnej zasadzie zamierzam kupić duży tangle teezer.
OdpowiedzUsuńmam katar umieram.
a tak w ogóle to w kwestii produktów do ust ostatnio moim ulubieńcem jest niebieska pomadka bebe. konsystencja omg cudowna. mam też trzydzieści innych sztyftów, ale bebe ma najlepszą konsystencję ever.
Bebe kojarzy mi się z dzieciństwem, była jeszcze bardzo słabo dostępna w Polsce a ja miałam cudem zdobyty egzemplarz pachnący budyniem waniliowym. Omnomnom, zatęskniłam. Już wiem co sobie dziś kupię błąkając się po galerii mokotów w oczekiwaniu na rozmowę.
UsuńTrzymamy kciuki za rozmowę.
UsuńZamiast zabrać się na zakupy, Mężczyzn zabrał mnie na makflary. Bebe na razie nieobecna.
UsuńFantastycznie, że wygrałaś [dlaczego ja znowu nie wiem, co się na świecie dzieje??]
OdpowiedzUsuń...ale jak wanilię z wiśnią przetłumaczyć na eukaliptus i cukierki?
Postanowiłam się pochwalić przy okazji chwalenia produktu^^
UsuńMoże to po mandaryńsku?
ja mam balsam do ust pomarańczowy cukierek od lawendowej farmy i upaja mnie jego zapach (bo smaku raczej nie ma). pachnie najprawdziwszymi pomarańczami. no i zaaplikowany na noc również sprawia, że rano nie ma skórek ;)
OdpowiedzUsuńWidziałam je przy okazji ślinienia się do mydełek, a wcześniej u Idalii albo Atqi. Zachęcająco wyglądają, nie powiem!
UsuńNo to teraz już przepadłam. W tym roku na pewno zrobię zamówienie z LF!
UsuńAle czemu Ty chcesz pisać posty bez dygresji? Głupi pomysł :P
OdpowiedzUsuńCzyli mam zmienić zdanie pod delikatnym słomkowym naciskiem? :>
UsuńO matko, mam już górę balsamów do ust i dziękuję, że nie widzę ich nigdzie w sklepie, bo wyszłabym z kompletem zapachów :)
OdpowiedzUsuńPo podsumowaniu ilości pieniędzy jaką wydałam przez ostatni miesiąc 'tylko na kilka lakierów i masło do ust' stwierdzam, że pora zacząć to zużywać. Mogę Cię więc powspierać w ewentualnych chwilach słabości :P
Usuńpamiętaj, trzymaj się z dala od wersji peppermint :x
OdpowiedzUsuńObiecuję.
UsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń