23 kwietnia, 2013

Nie ma, że boli.

Czasami nie ma takiej opcji, żeby dzień nie zaczął się źle. Otwieram oczy i czuję świąd w okolicach żuchwy, krew podejrzanie pulsuje mi w twarzy i nawet nie muszę sprawdzać żeby wiedzieć, że obudziłam się z pokrzywką. Jedyne wiosenne buty w których jestem w stanie chodzić zostały w pracy, muszę więc na autobus który i tak już odjechał zasuwać na obcasach wmawiając sobie, że to odpowiednia okazja do rozchodzenia ich przez weselem w najbliższy weekend. Właśnie, jeszcze i to. Nie mam do tego typu imprez awersji, ale zawsze spędzałam je w gronie rodzinnym. Tym razem jest to rodzina drugiego połówka i umieram ze stresu, że spuchną mi oczy (niech żyją pyłki), na twarzy pojawi się jakiś suchy placek a skóra wokół ust poczerwienieje na tyle, że jakakolwiek pomadka będzie na nich wyglądać komicznie.

Jedynym wyjściem jest dziś zamknięcie oczu i przypomnienie sobie mijających za oknem krajobrazów minionego weekendu. Wdech-wydech, słońce grzeje w plecy. Wdech - czuję wakacje, których i tak nie będę mieć w tym roku - wydech - biorę łyk piwa i myślę sobie że mimo to i tak będzie dobrze.


Włączam najpogodniejszą piosenkę wszech czasów i zastanawiam się, od ilu lat towarzyszy mi w chwilach takich jak dzisiejsza. Brakuje mi sobotnich poranków o jakich pisałam cztery lata temu, w ostatni dzień 2009 roku. W ogóle takich poranków mi brakuje, kiedyś nie odmierzało się czasu dniami tygodnia.
Jesteśmy sobie sami: ja, mój sweter w misie i lodowato zimne stopy, pozbawione czucia - mam wrażenie że na zawsze. Podobno należą do mnie w takim samym stopniu jak świąteczne wdzianko, ale brak jakiejkolwiek z nimi łączności - fizycznej lub mentalnej - uniepewnia mnie w tym. Jesteśmy sobie sami i marzymy, ja sweter i stopy, marzymy o poranku. Jest kawa, jest herbata, zbita popielniczka i jesteście Wy. Jeżeli czytając to czujesz ciepło gdzieś po lewej stronie siebie, zapewne jesteś tam ze mną. Z Wami właśnie piję kawę, piję herbatę, wieczorem pewnie piliśmy wódkę i dlatego teraz jest trochę cicho. Siedzę na kuchennym blacie i macham nogami, a przez uchylone okno wpadają promienie słoneczne.
Błogość - jedno z najcudowniejszych słów - kojarzy mi się z rozchodzącym się po każdym centymetrze mojej skóry ciepłem; powoli robi się brzoskwiniowa. Ktoś zrzucił poduszkę, ktoś zapala papierosa. Kot bawi się czarną bransoletką na moim prawym nadgarstku.

Tylko tej bransoletki już nie mam.

14 komentarzy :

  1. Bransoletki może już nie masz, ale masz nas.
    No ode mnie to już ciężko się będzie teraz uwolnić, gdy trafię na fajnych ludzi :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie dziąsło boli już tak bardzo że chyba znowu będę śpiewać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Loda zjedz!
      Jednego, dwa albo osiem. Twistery są pycha.

      Usuń
  3. i to się nazywa pozytywne nastawienie :*

    OdpowiedzUsuń
  4. mnie ostatnio też wszystko swędzi, jestem czerwona, i gryzę poduszki z bólu. ale damy radę, jesteśmy z Tobą, jesteśmy:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyśl sobie, że niedługo masz wakacje! Skończy się stres, zacznie się zbieranie siebie do kupy :)

      Usuń
  5. Podziwiam Cię. Tylko tyle.

    OdpowiedzUsuń
  6. ja swojej bransoletki też już nie mam, ale zyskałam coś cenniejszego. więc...cały sens polega chyba na substytutach & nieużalaniu się nad czymś, co było, a rozejrzeniu się wokół & docenieniu tego, co jest. trzymam Cię mocno, mała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet jeśli o ludzi chodzi, to już nieraz tłumaczyłam sobie że people come & people go i nie warto się nie wiadomo jak przywiązywać do wszystkich po kolei. Skończył się pewien czas w moim życiu i wtedy symbolicznie zgubiła mi się bransoletka. Szkoda było, ale to w sumie tylko przedmiot - napakowany wspomnieniami, ale zawsze przedmiot.

      Usuń
  7. będzie dobrze;) mnie za to napieprza ręka, w dodatku prawa, którą sama sobie rozcięłam i teraz chodzę jak kaleka bo cokolwiek chcę zrobic boli.

    OdpowiedzUsuń

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka